MODLITWA ODDANIA CAŁEGO ŻYCIA BOGU - MODLITWA O UZDROWIENIE WSPOMNIEŃ I PRZESZŁOŚCI: .
Jezu, udziel mi łaski szczególnego spotkania z Tobą. Pragnę złożyć pod Twoim Krzyżem całe moje życie. Wszystko, co niosę w swoim sercu, cały zapis moich dni, lat i dziesięcioleci. Zapis czasem bolesny, czasem grzeszny, trudny zapis. Są w nim oskarżające mnie długi, które zaciągnąłem wobec Ciebie i ludzi. Są i dotkliwe kredyty mojego zaufania, które zostało nadużyte. Jest w nim łańcuch rozczarowań, które sprawiło mi życie, czasem konkretni ludzie i które ja sprawiłem innym. Oto opieram się cały o Twój Krzyż. Oto wylewam serce u Twoich stóp. Ty znasz Panie, te chwile, w których brakowało miłości potrzebnej mojemu sercu. Są one dla mnie nieustannie bolesnym ciężarem, chociaż na co dzień staram się o nich nie myśleć. Oddaję Tobie te wszystkie sytuacje, w których czułem się nieakceptowany:
- w domu mojego dzieciństwa;
- w relacjach z Rodzicami, rodzeństwem;
- w dziecięcych zabawach i pierwszych kontaktach z innymi;
- w porównywaniu mnie z innymi dziećmi w stawianiu ich za wzór;
- w poniżaniu mnie;
- w doświadczeniach szkoły, kontaktu z nauczycielem;
- w wyrobionej o mnie opinii i w stawianych mi ocenach;
- w chwilach samotności pośród uczestników;
- w chwilach zanegowania siebie w sferze ciała, płci, walorów intelektualnych, swojego wyglądu, sprawności fizycznej, pochodzenia lub swojego domu;
- w relacjach uczuciowych;
- w przeżyciu zawodu, oszukania czy zdrady;
- w chwilach płaczu z powodu bólu, niezrozumienia, braku oparcia;
- w buncie, którego doświadczyłem ze strony dzieci, wychowanków, współpracowników;
- w każdej innej trudnej sytuacji;
Dziękuję Ci, że mnie rozumiesz. Ty najpełniej doświadczyłeś ciężaru odrzucenia. Przyszedłeś do swojej własności, ale swoi Cie nie przyjęli. W Betlejem nie było miejsca godnego Twoich narodzin. Gdy głosiłeś Królestwo Boże, wielu Tobą wzgardziło. Nawet mieszkańcy rodzimego Nazaretu wyrzucili Cię z miasta. Arcykapłani i uczeni w Piśmie bez skrupułów wydali na Ciebie wyrok. A serca uczniów odwróciły się od Ciebie przez zdradę i strach. Tak niewielu pozostało Ci wiernych do końca. Przez Twoje odrzucenie ulecz ranę zadaną mi brakiem miłości. Tylko Ty przełamujesz ludzką samotność. Dzisiaj dotknij mego serca, zaszczep w nim pamięć o tym, że Ty nie opuszczasz człowieka. To właśnie w Tobie spełnia się słowo Bożej obietnicy dla mnie: „Góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nigdy nie odstąpi od Ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju, mówi Pan, który ma litość nad Tobą”.
Tak Jezu, Twoja miłość nie odstąpiła ode mnie… Powierzam Tobie wszelkie upokorzenia, których doświadczyłem:
- braku dowartościowania, którego doznałem w domu, w szkole, przy zabawie, w gronie rówieśników;
- w dziecięcym poczuciu małej wartości – z powodu ubóstwa w domu, braku wykształcenia rodziców lub publicznych grzechów
moich najbliższych;
- w zawstydzeniu mnie, którego doświadczyłem od bliźnich: rodziny, nauczycieli, kolegów, koleżanek;
- w kpieniu z mojej osoby, przymiotów, z moich starań, zwłaszcza przy innych;
- w chwilach, w których była ogłoszona moja słabość, nieudolność;
- w doświadczeniu porażki, wszelkiej konfrontacji z moją słabością, brakiem talentów;
- we wzgardzie wobec mojej dobrej woli, czystych intencji, szczerych starań;
- w podeptaniu moich uczuć;
Twój Krzyż mówi mi, że dla Ciebie zawsze byłem ważny. Ani ułomności mojej natury, ani małe zdolności nie przeszkodziły Ci w pełnym przychylności patrzeniu na mnie. Co więcej, właśnie ze względu na moją małość przyjąłeś tak straszne poniżenie: oszpecenie, wyszydzenie i haniebną śmierć.
Dziękuję Ci, że Ty – Boży Syn, ogłaszasz, że jestem tak cenny. Że jestem wart Twojej Krwi. Myślałeś o mnie nawet wtedy, gdy nikt o mnie nie pamiętał. Wyryłeś mnie na swoich rękach, a gdy to wydawało Ci się za mało, naznaczyłeś mną głęboką ranę w swoim sercu. Nigdy tego nie zrozumiem, że Ty – Bóg, chciałeś ratować mnie za cenę ogołocenia samego siebie, aby cieszyć się moją obecnością przy Tobie przez całą wieczność. Nigdy Ci się nie odwdzięczę Zbawicielu. Składam wreszcie pod Twoim Krzyżem Jezu, wszystkie sytuacje, które zrodziły we mnie nieuporządkowane poczucie winy:
- nieprawdziwe doświadczenie Boga i Jego przykazań, przekazane mi przez rygorystyczną lub pruderyjną atmosferę w moim domu;
- wpajanie mi niezdrowych zasad, które wykreowały we mnie obraz Boga bezdusznego lub nawet okrutnego;
- chwile wypełnione nierozumnym przymusem do mnożonych praktyk religijnych;
- sytuacje zgorszenia przez człowieka dorosłego, który podeptał wrażliwość mojego sumienia i wprowadził je w niegasnący zamęt;
To Ty Panie, wydobywasz mnie z dołu zagłady! Ty mnie ratujesz z błotnego grzęzawiska! Ty wkładasz mi w usta pieśń nową! Dzięki Tobie będę śpiewał dla mojego Boga!
Gdy patrzę w raz z Tobą, ukrzyżowany Zbawco, na całą moją historię, jeszcze raz ponawiam decyzję przebaczenia tym, którzy mnie skrzywdzili: którzy mnie odrzucili, którzy upokorzyli, którzy zasłonili mi Ciebie. Wraz z Tobą ogłaszam im przebaczenie. Wraz z Tobą pragnę dla nich Miłosierdzia. Nie rozumiem trudu mojego życia. Nie rozumiem tajemnicy zła, którego doświadczyłem. Ale skoro Ty rozumiesz i skoro Ty ten trud przezwyciężasz, zgadzam się na tę moją niełatwą do pojęcia drogę.
Zgadzam się na moich Rodziców.
Zgadzam się na moje rodzeństwo, a także na męża, żonę, dzieci.
Zgadzam się na spotkanych ludzi.
Zgadzam się na moich krzywdzicieli.
Zgadzam się na to wszystko, co Bóg dopuścił trudnego w moim życiu, szanując wolną wolę moją i innych stworzeń. Choć nieraz buntowałem się na porządek stworzenia i na Boże dopusty, dzisiaj – pod Krzyżem mojego Zbawiciela – przyjmuję je i przebaczam Bogu to, czego nie rozumiałem. Zgadzam się na moje życie! Jezu nie pozwól mi odejść! Nie pozwalaj mi zakończyć tej rozmowy z Tobą! Jest między nami pewna tajemnica. Jest skaza na moim życiu, z której mocy nikt inny poza mną i Tobą nie zdaje sobie sprawy. To znamię jest chyba gorsze od całego przedstawionego Ci „podziurawienia”, którego doświadczyło moje serce. Może dlatego, że to ja sam sprawiłem. Czymże bowiem są wszystkie zdrady, zawody i krzywdy, które uderzyły we mnie z zewnątrz, w porównaniu z tym zawodem, który sprawiłem sobie ja sam.
Dzisiaj mam już tyle lat. Podobno czas goi rany. A przecież żywe jest we mnie to niespełnienie, które znam ja i znasz Ty. Tętni we mnie wygaszony pozornie wulkan, który w każdej chwili może wybuchnąć i zniszczyć mocne na zewnątrz struktury, okazując swoje prawdziwe, pełne destrukcji oblicze. Świadomość straconych talentów jest tak okrutnie żywa, jakby one były w tej chwili rozrzucone pomiędzy mną, a Tobą, na dowód mojej niewierności samemu sobie, temu co we mnie złożyłeś i czego się po mnie spodziewałeś.
Talent czasu, który został stracony.
Talent lat opróżniony z pobożności.
Talent miłości i ofiary – rozmieniony na fałszywą monetę niestałości i flirtów.
Talent życia dla postawionych mi przez Boga – wymieniony w kantorze diabła na doraźny zysk i walutę publicznego uznania.
Talent głosu sumienia – schowany głęboko tam, skąd już nic nie słychać.
Talent porywów serca i poruszeń ducha – zagubiony w błocie tego świata.
Talent mojej drogi, powołania i rzeczywistych zadań – zapomniany na „zawołanie”.
Talent Twojego prowadzenia przez życie – którego wielkości się przestraszyłem.
Talent wolności dla Ciebie – który bałem się nabyć za cenę moich posiadłości.
Talent wspólnoty serca z Tobą – którego wartość wydawała mi się mało opłacalna na tej ziemi.
Talent służby Tobie – wymieniony na marny grosz zadowolenia z siebie.
- Ogłaszają moją podłość i nędzę.
Zostałeś tylko Ty i ja. Ja – jak tamta kobieta, którą schwytano na cudzołóstwie i pozostawiono przy Tobie. Jak Nikodem, który strwonił życie za dnia i – po zachodzie słońca, nocą – nadrabiał zaległe spotkanie z Tobą. Jak Samarytanka, która tyle razy przegrała życie, a od Ciebie dowiedziała się, że jeszcze może je wygrać. Jak Dobry Łotr, któremu brakło czasu na zaczynanie od nowa, ale podarowałeś mu umieranie w Godzinie Miłosierdzia.
Wiem, że mnie nie potępiasz. Twój sługa w konfesjonale ogłosił i przekazał mi Twoje przebaczenie. Dzisiaj jeszcze raz przyjmuję, że Ty się mną nie brzydzisz. Ty się ode mnie nie odsuwasz, gdy ja podchodzę do Ciebie. A skoro Ty mnie nie oskarżasz, poddany Twojej miłości i ja się nie chcę oskarżać. I nawet jeśli jesteś jedyny, który nie patrzy na mnie ze wzgardą, przyjmuję dzisiaj Twoją przebaczającą miłość i wraz z Tobą przebaczam samemu sobie. Przebaczam Twoją miłością. Przebaczam Twoim przebaczeniem. Przebaczam mocą Twojego Krzyża. Przebaczam potęgą Twojej Krwi – tego Talentu Szatan nigdy nie zdołał wykraść z mojego życia! Wiem, że Twój Krzyż został tak mocno wbity przez Boga w moją drogę, że nic Go nie wyrwało i nie wyrwie. Dlatego mogłem do Niego wrócić. Jezu dziękuję Ci za Twoją wierność. Ty nigdy ze mnie nie zrezygnowałeś. Inni – zwątpili, ja – zniechęciłem się już nieraz do siebie. Ale Ty – nie. Ty nigdy nie zgodziłeś się z zagrabieniem mojego życia przez zło. Niech będzie uwielbiona zapłata Twojej Krwi, wołająca wobec nieba i ziemi, że tylko Ty masz do mnie prawo. Niech tak będzie dzisiaj i już na zawsze. Amen.